Wspominający w tych dniach Janusza Kurtykę zwracają uwagę na Jego patriotyzm, poczucie służby państwu, wierność tradycji narodowej, dbałość o pamięć o bojownikach niepodległości. Wskazują na Jego zdolności organizacyjne, umiejętność zarządzania ludźmi, sprawność podejmowania decyzji. Warto też jednak pamiętać, że był wielkim miłośnikiem książek. Odgrywały one w Jego życiu ogromną rolę. Jest oczywiste, że szczególnie w młodzieńczych latach kształtowały Jego osobowość (wystarczy wspomnieć przeczytane w liceum Pisma zbiorowe Józefa Piłsudskiego). Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte to był czas zachłyśnięcia się lekturą, w tym także pozycji wydawanych poza cenzurą. Równocześnie tworzył domową bibliotekę. Nie gromadził książek po to, by je mieć i móc się nimi pochwalić, ani dla ich wartości materialnej – one stanowiły część Jego zawodowego warsztatu. Chciał je mieć zawsze pod ręką, by móc w każdej chwili sięgnąć do źródła.
A przy tym wiedział, gdzie sięgnąć. Był jednym z tych – wcale nie tak licznych badaczy – którzy na bieżąco śledzili bibliografię. Zabiegał co roku, by zdobyć kolejny tom „Bibliografii historii polskiej”, która powstawała w tym samym budynku, gdzie pracował, siedzibie krakowskich pracowni i zakładów Instytutu Historii PAN. Wpadał często do nas – do Zakładu Bibliografii Historii Polskiej, piętro niżej pod Jego Zakładem Słownika Historyczno-Geograficznego Małopolski w Średniowieczu – by coś sprawdzić lub podsunąć jakieś ważne Jego zdaniem pozycje do rozpisania. Po latach zadbał, by „Bibliografia historii polskiej” znalazła się w internecie i w nowoczesnej formie służyła jak najszerszemu gronu zainteresowanych.
Gromadził książki przy każdej okazji. Znali Go dobrze antykwariusze krakowscy, u których miał swoje półki z odkładanymi dla Niego tomami. Pamiętam, jak podczas wspólnych wizyt w warszawskich urzędach (Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Urzędzie ds. Kombatantów) podchodził do półek i pytał gospodarza, czy może dostać interesujące Go pozycje – wracaliśmy z torbami pełnymi książek. Gdy dowiedział się, że wyjeżdżam do Wilna, zaraz przyniósł mi listę poszukiwanych przez Niego woluminów „Metryki Litewskiej”. Żartowaliśmy, że kiedy Janusz się pojawia, trzeba chować książki, bo zaraz będzie chciał je mieć (i faktycznie nie zawsze udawało się uratować swój egzemplarz…).
Zrewanżował się nam z nawiązką. Odkąd został dyrektorem Oddziału IPN w Krakowie zabiegał o uruchomienie lokalnej serii wydawniczej i wkrótce po tym, gdy ukazały się pierwsze wydawnictwa IPN w Warszawie, pojawiły się książki z logo IPN w Krakowie. A potem, gdy został Prezesem IPN, niestrudzenie dbał, by znalazły się środki na publikacje, które wychodziły „spod piór” (dziś trzeba by napisać: z klawiatur) podległych Mu pracowników. Ale nie tylko. Starał się zgromadzić wokół Instytutu tych, którym drogie jest umiłowanie prawdy. Dlatego powstało tyle zespołów badawczych, których członkami, a nierzadko kierownikami, byli naukowcy spoza IPN. Wskazywał na badaczy, którzy swoje prace mogliby opublikować w Instytucie. Jedynym kryterium, podkreślanym nieustannie była najwyższa dbałość i przestrzeganie reguł metodologii.
Tylko autorzy i odpowiedzialni za proces wydawniczy wiedzą, jak często potrafił dopytywać się, kiedy książka zostanie ukończona, kiedy trafi do drukarni… To samo dotyczyło czasopism czy poszczególnych artykułów, o których powstawaniu wiedział. Możemy się przyznać, że czasem na to zainteresowanie narzekaliśmy. Obawiam się, że teraz będzie nam go brakować, gdyż jak mało kto Janusz miał zdolność stawiania celów i organizowania warunków oraz ludzi do ich realizacji. W ogromnej części jest Jego zasługą, że IPN dał wszystkim, którzy chcą zgłębiać polską historię najnowszą, tysiące publikacji naukowych i popularnych, w tym tylko w latach, gdy stał na czele Instytutu, ponad pięćset książek (ten bilans jest ciągle otwarty, bo przecież wiele dzieł zaczętych za Jego kadencji bądź wręcz przez Niego zainspirowanych będzie dopiero drukowanych). Przyczynił się walnie do stworzenia solidnej bazy źródłowej – warsztatu niezbędnego każdemu badaczowi.
A obok tego, od pierwszych miesięcy tworzenia IPN, gdy wszyscy poruszali się trochę jak we mgle w nagle dostępnym zupełnie nowym olbrzymim zasobie archiwalnym, kładł nacisk na wypracowanie adekwatnej metodologii. W jednym z ostatnich, charakterystycznych dla Niego krótkich telefonów „kontrolnych” dopytywał się, kiedy w Krakowie zostanie wydany kolejny tom studiów metodologiczno-źródłoznawczych. Od początku funkcjonowania Instytutu wskazywał, że to przede wszystkim my, którzy mamy na co dzień do czynienia z aktami aparatu represji, mamy obowiązek dać innym badaczom narzędzia do pełnego rozumienia zawartości IPN-owskich archiwów.
W nieprzychylnych mu mediach prezentowano Go jako „Prezesa od teczek”, ci którzy Go znali, którzy mieli okazję z Nim pracować, wiedzieli, że był to „Prezes od książek”. W dramatycznie zmienionej sytuacji, gdy niepotrzebne stanie się atakowanie Go, może ten obraz Janusza-naukowca, Janusza-organizatora nauki, Janusza-bibliofila, zdoła przebić się do opinii publicznej.
dr Wojciech Frazik, ur. 1962, w latach 1991–2000 pracownik PAN, od 1994 r. jest członkiem redakcji „Zeszytów Historycznych WiN-u”( od 2010 r. redaktorem naczelnym), od 2000 r. pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie (w latach 2006-2012 był naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej OIPN w Krakowie), w latach 2003–2010 był członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”.
wSPOMNIENIA
Janusza Kurtykę poznałem
przed trzydziestu
ponad laty, w 1979 r.
On zaczynał właśnie
studia historyczne na
Uniwersytecie Jagiellońskim,
ja byłem wówczas na trzecim ...