Janusza Kurtykę poznałem w 1980 roku w czasie tworzenia struktur Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ponieważ znaliśmy się z okresu legalnego działania NZS w latach 1980-81 a w stanie wojennym uniknęliśmy internowania, bardzo szybko, jeszcze przed końcem grudnia 1981 roku skontaktowaliśmy się ze sobą i kilkoma innymi kolegami (m. in. Andrzejem Nowakiem i Andrzejem Waśko), by zacząć działanie w podziemnych strukturach NZS i Solidarności. Ukrywającemu się wtedy jeszcze przewodniczącemu Janowi Rokicie przedstawiłem projekt działania naszej grupy, którą nazwaliśmy Radą Programową NZS w Krakowie. Uzyskaliśmy aprobatę planów i zostaliśmy skontaktowani z szefostwem podziemnego NZS (Marek Lasota, Adam Kalita), z którym uzgadnialiśmy działania, i któremu składaliśmy co jakiś czas raporty i opracowania. Ponieważ ja byłem wtedy jednocześnie i studentem filozofii UJ i już członkiem NSZZ „Solidarność” (najpierw jako jej współzałożyciel w Akademii Medycznej a później, po rozpoczęciu studiów doktoranckich, na Uniwersytecie Jagiellońskim), więc współpracowałem także z podziemną „Solidarnością” uniwersytecką.
Mieliśmy zatem dobre umocowanie naszych działań i wiele planów. Najpierw jednak zadbaliśmy o zasady bezpieczeństwa i konspiracji działania. Opracowaliśmy systemy łączności między nami, przekazywania pisemnych wiadomości, lokalizacje skrytek, systemy szyfrowania raportów, zasady ochrony naszych współpracowników, a nawet dróg ucieczki w niektórych miejscach Krakowa. Część opracowań na ten temat dotarło do krakowskiej centrali podziemnego NZS.
Na początku stycznia 1982 roku postanowiliśmy też dokonać zaprzysiężenia w naszej sześcioosobowej grupie Rady Programowej. Janusz Kurtyka, student historii, który z pasją w tym czasie interesował się metodami działania Armii Krajowej i WiN-u, w naturalny sposób zobowiązał się do przygotowania roty przysięgi. Tekst oparł na zapisie przysięgi składanej przez żołnierzy Armii Krajowej w czasie wojny.
Któregoś zimowego wieczoru, nie za późno z powodu obowiązującej wtedy godziny milicyjnej, zebraliśmy się w jednym z pustych pokoi w zakamarkach Instytutu Filozofii UJ przy ul. Grodzkiej 52. Przyznam, że przechodziły mnie dreszcze, kiedy jako szef grupy odbierałem przysięgę od moich nieco tylko młodszych kolegów, a wśród nich od najmłodszego – od Janusza. Oni, a po nich również ja, mówiliśmy poważnym głosem wielkie słowa:
„W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny, Królowej Korony Polskiej, przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Polsce, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary życia”.
Było to jak wielkie zobowiązanie, wobec sprawy i wobec nas nawzajem. Dzięki temu, ja przynajmniej tak to wspominam, mieliśmy do siebie absolutne zaufanie, którego zresztą nigdy nikt z nas nie zawiódł. Z publikowanych wspomnień z tamtego czasu wnioskuję, że nasze zaprzysiężenie było czymś absolutnie wyjątkowym. I dlatego też będę to pamiętał i kojarzył z Januszem do końca życia.
Myślę, że czuliśmy wtedy taką potrzebę wzmocnienia nadziei, spodziewając się dłuższego czasu trwania warunków określonych dekretem o stanie wojennym i odległą, wręcz nierealną perspektywą ich złagodzenia. Nastawialiśmy się na działania długotrwałe. Czego zatem mogła dotyczyć nasza „praca u podstaw”? Oczywiście przede wszystkim tego, co dla przetrwania tożsamości najważniejsze – pamięci o historii i prawdy w kulturze.
Uruchomiliśmy sześcioosobowe grupy samokształceniowe, które spotykały się na wykładach i seminariach z wykładowcami historii, filozofii i literatury. Struktura rozrosła sie szybko i w związku z tym powołaliśmy Uniwersytet Podziemny, z osobami koordynującymi wykłady na większości wydziałów UJ. Nieco później rozszerzyliśmy działania na Akademię Medyczną, co uzgodniłem z jeszcze wtedy ukrywającym się studentem medycyny Bogdanem Klichem. Janusz Kurtyka na początku organizował grupy Uniwersytetu Podziemnego na historii a później też sam prowadził tajne zajęcia. Uczył historii także robotników, w ramach Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego.
Utworzyliśmy też dosyć szybko, około marca 1982 roku FIS – Fundusz Inicjatyw Społecznych, w ramach którego pomagaliśmy dystrybuować pomoc dla artystów, naukowców, ludzi kultury. Dowiadując się o twórcach wyrzuconych z pracy, niemających środków do życia, pozbawionych źródeł utrzymania, a także o znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej rodzinach internowanych, zgłaszaliśmy ich kandydatury do uzyskania stypendium, comiesięcznego wsparcia. Zgłoszenia przyjmował Biskupi Komitet Pomocy przy kurii metropolitalnej w Krakowie. Otrzymane stamtąd środki, czasem uzupełnione o dary osób prywatnych i kwoty uzyskane ze sprzedaży specjalnych cegiełek, systematycznie zanosiliśmy rodzinom internowanych i artystom. Wspieraliśmy malarzy, poetów, aktorów, naukowców, rodziny internowanych.
Wydawaliśmy też w naszej grupie pismo społeczno-kulturalne „Tedy...”, które było kontynuacją pisma studenckiego „Bez Tytułu”, utworzonego w 1980 roku.
Pamiętam, że Janusz był także na jednym ze spektakli Teatru Podziemnego, zainspirowanego przez naszą grupę. Przedstawienia w oszczędnej formie rapsodycznej odbywały się w prywatnych mieszkaniach z zachowaniem środków ostrożności: przychodzenie i wychodzenie w małych grupach, informowanie o miejscu spektaklu w ostatniej chwili, itp. Wiersze polskich poetów (Herberta, Miłosza, Norwida) interpretowali aktorzy Starego Teatru – Zbigniew Kosowski, Andrzej Hudziak, Jacek Romanowski oraz aktorka Teatru Pleonazmus Maria Baster.
Janusz Kurtyka sprawdzał sie też doskonale w działaniach wymagających dużej dynamiki i szybkości działania. Do takich przedsięwzięć należała założona przez nas w drugiej połowie 1982 roku Podziemna Agencja Prasowa Studentów i Solidarności. Działała na normalnych zasadach regularnego serwisu newsowego, publikowanego co kilka dni w formie biuletynu o nazwie „Serwis Informacyjny”.
Sprawne działanie, w które wpisał się też Janusz, wymagało spełnienia trzech warunków. Po pierwsze, dobrej sieci informatorów, dostarczycieli newsów. Polegaliśmy tu na kontaktach studenckich, niektórych kanałach dystrybucji bibuły i na systematycznych przekazach od ludzi z podziemnej Solidarności. Po drugie, sprawnej komunikacji. W tym pomagały nam zarówno przekazywane przez historyków takich jak Janusz Kurtyka systemy działania AK, jak i własne pomysły sieci przekazu „kwitów”, ale także obowiązkowość i niezawodność tych wszystkich posłańców i kurierów, którzy nam pomagali. Po trzecie, skuteczne działanie wymagało dobrej konspiracji. O to bardzo dbaliśmy. Nie robiliśmy niczego, co narażałoby nas i naszych informatorów na wykrycie, a szczególnie chroniliśmy ostatni etap, czyli przekazanie biuletynu do przepisania na matryce i oddania do druku. O miejscach przekazywania przeze mnie tych ostatnich wersji wiedziały tylko 2-3 osoby. Efekt był taki, że choć Służba Bezpieczeństwa bardzo się starała o wykrycie grupy przygotowującej PAPSS, to nigdy jej się to nie udało.
W raporcie naczelnika wydziału III-1 KWMO w Krakowie z 2 stycznia 1983 roku o „wdzięcznej” nazwie: „Analiza zagrożeń i oceny stanu bezpieczeństwa województwa miejskiego krakowskiego w instytucjach nadbudowy” (Tajne Specjalnego Znaczenia) major Hryniewicz mylnie traktuje nasz „Serwis Informacyjny” jako kontynuację pisma „Mimo wszystko” i ocenia liczbę osób pracujących w grupach kolportujących go na ok. 100. W raporcie dwukrotnie wyraża bezsilność w dotarciu do rdzenia naszego działania: „Z kolportowanych w środowisku studenckim Krakowa, posiadającym największy nakład i zasięg kolportażu był „Serwis Informacyjny” wydawany przez Podziemną Agencję Prasową Studentów i Solidarności – organ wydawniczy KKW NZS. Wydział III-1 prowadzi sprawę operacyjnego rozpracowania krypt. „Ważny”, w ramach której rozpracowano całą siatkę kolportażową PAPSS, nie docierając jednak do struktur zajmujących się tworzeniem i drukowaniem „Serwisu Informacyjnego” ze względu na stosowaną tam głęboką konspirację”. Swoista pochwała ze strony SB-eka...
Janusz Kurtyka miał w sobie energię, którą zarażał innych. Miał mnóstwo pomysłów, rwał się do walki wszelkimi siłami przeciw zniewoleniu. Przyszedł kiedyś na spotkanie grupy z propozycją podjęcia działań podobnych do wojennej Akcji „N”. Powiedział, że ma znajomych, którzy mogą skonstruować urządzenia do nagrywania rozmów na odległość, przechwytywania komunikatów SB-eckich, a może nawet ich zagłuszania. I rzeczywiście, kilka dni później przyniósł taki aparat. Był mały i łatwo mieścił sie w paczce papierosów, więc rzeczywiście mógł być dyskretnie używany. Wiem, że był wypróbowany, ale czy wykorzystywano go później, tego nie pamiętam.
Ta cecha zdecydowania w działaniu, żarliwości i energii pozostała w Januszu do końca życia. Splatała się z umiejętnością opanowania, dokonywania skrupulatnej analizy. Dzięki tej swojej „drugiej stronie” osobowości, rozwinął perfekcyjny warsztat analitycznego historyka, który doprowadził Go do rangi wybitnego znawcy najnowszej historii Polski, do tytułów akademickich, a w końcu do stanowiska strażnika polskiej pamięci narodowej „... aż do utraty życia”.
Janusza nie da się nikim zastąpić, to jest niepowetowana strata. Wyjątkowe życie skończył w sposób godny bohatera. Mam wielkie poczucie pustki, jak po kimś bardzo bliskim.
wSPOMNIENIA
Janusza Kurtykę poznałem
przed trzydziestu
ponad laty, w 1979 r.
On zaczynał właśnie
studia historyczne na
Uniwersytecie Jagiellońskim,
ja byłem wówczas na trzecim ...