Filip Musiał

Filip Musiał

Tragicznie zmarły Prezes WiN


    We wrześniu 1945 r. wysocy oficerowie Armii Krajowej powołali Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” – organizację, która wkrótce stała się największym ośrodkiem niepodległościowej konspiracji. WiN w prostej linii kontynuował tradycje Armii Krajowej, stanowił też – w znaczącym stopniu – jej personalną kontynuację. Założyciele Zrzeszenia pisali: „życia obywatela polskiego dalekie są od tego obrazu, który mieli przed oczyma ginący żołnierze Polski Podziemnej. Wierni jej testamentowi podejmujemy polityczną walkę o jego urzeczywistnienie. Nie naszą jest winą, że podstawowe prawo wolnego obywatela w demokratycznym państwie – prawo zrzeszania się – musimy realizować w postaci tajnej”.
    Kolejne fale najpierw sowieckiego, a później rodzimego komunistycznego terroru sprawiły, że WiN nie mógł być organizacją czysto polityczną. Wbrew początkowym intencjom jego założycieli pod jego komendą działały wciąż silne zgrupowania i oddziały partyzanckie – odnoszące często sukcesy w walce z siłami narzuconego reżimu. Po 1945 r. w konspiracji pozostali najbardziej wytrwali, ci których zastraszyć czy złamać było najtrudniej. Patriotyczna elita narodu.


Ostatni z „wyklętych”


    Janusz Kurtyka był jednym z tych, którzy jeszcze w czasach PRL upomnieli się o pamięć o „Żołnierzach Wyklętych”. Jednocześnie był jednym z tych, którzy w odmiennej, lecz wciąż totalitarnej rzeczywistości walczyli o niepodległość Polski – nie o „socjalizm z ludzką twarzą”, nie o demokratyzację systemu, lecz o jego odrzucenie. W 1980 r. był  współzałożycielem Niezależnego Zrzeszenia Studentów w Instytucie Historii UJ oraz członkiem Komitetu Założycielskiego NZS UJ. Włączył się także w działania podziemnego Chrześcijańskiego Uniwersytetu Robotniczego. Jego wykłady z historii nie pozwalały słuchaczom pozostać obojętnymi. Z właściwym mu głębokim zaangażowaniem odkrywał „białe plamy” polskich dziejów. Nie był wówczas człowiekiem pierwszego szeregu krakowskiego podziemia, niemniej dostrzegalna już była Jego charyzma. Zarażał pasją do zaglądania za kulisy znanych wydarzeń i nie przyjmowania nachalnie narzucanych propagandowych odpowiedzi na historyczne pytania.
W latach 80-tych związał się bliżej ze środowiskiem powojennych działaczy niepodległościowych. Nie mogę tego stwierdzić z całą pewnością (nie znaliśmy się wówczas – On był wówczas studentem, a później pracownikiem naukowym PAN, a ja… uczniem szkoły podstawowej), ale myślę, że pierwszą z postaci, które odegrały znaczącą rolę we wprowadzeniu go w klimat powojennego podziemia był Stanisław Mandecki ps. „Limba”, „Szpak”, „Wanda” – dowódca młodzieżowej konspiracyjnej organizacji „Orlęta” działającej na Podkarpaciu. W 1987 r. w podziemnej „Arce” Janusz opublikował relację Mandeckiego opisującego jego działalność w organizacji i losy więzienne.
 W kolejnych latach zaczął poznawać następnych działaczy powojennego podziemia – długie dyskusje, już wówczas pozwalały wyczuć pewną szczególną łączność młodego niespełna trzydziestoletniego historyka z Jego rozmówcami. Wspólny był kościec ideowy, głęboki patriotyzm, przekonanie, że celem jest walka o niepodległość, a po jej odzyskaniu służba państwu. Choć zawodowo zajmował się wówczas mediewistyką, dzieje najnowsze były jego pasją. W 1989 r. w drugim obiegu opublikował pierwszą biografię jednej z najważniejszych dla niego postaci historycznych: gen. Leopolda Okulickiego ps. „Niedźwiadek”. Rok później w paryskich „Zeszytach Historycznych” wydał tekst Na szlaku AK (NIE, DSZ, WiN), będący pierwszą syntezą dziejów głównego nurtu powojennego podziemia. Jego nowatorskie prace zyskiwały uznanie historyków, ale jednocześnie zwracały uwagę tych, o których pisał, których powojenną działalność doceniał, których trud i zaangażowanie rozumiał i, z którymi podzielał przekonanie, że to wciąż nie jest Polska, którą „przed oczyma ginący żołnierze Polski Podziemnej”.
Znaczącą rolę w jego życiu odegrało z pewnością jeszcze kilku działaczy WiN, którzy – pomimo dystansu wieku – dostrzegli w nim bratnią duszę: Mieczysław Huchla ps. „Mieczysław”, „Wacław”, „Wilbik” – w latach 1947-1948 kierownik Okręgu WiN Kraków, Ludwik Kubik ps. „Alfred”, „Juliusz”, „Lucjan” – w 1947 r. kierownik Oddziału Organizacyjnego i Łączności IV Zarządu Głównego WiN, Jerzy Woźniak ps. „Jacek”, „Jerzy”, „Żmija” – w 1947 r. oficer do zleceń specjalnych i szefa Działu Specjalnego IV Zarządu Głównego WiN oraz Andrzej Zagórski ps. „Mścisław” – w latach 1943–1945 żołnierz AK, a później jeden z najwybitniejszych badaczy konspiracji niepodległościowej lat 1939–1956. W latach 90. ci czterej ludzie odgrywali istotną rolę w instytucjonalnym odtwarzaniu WiN-u. Powołali, wraz z innymi działaczami WiN, Stowarzyszenie Kombatanckie – później formułę członkowską rozszerzono i przekształcono je w Stowarzyszenie Społeczno-Kombatanckie Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”. Janusz dość szybko zaczął wspierać działania Stowarzyszenia. Początkowo swoją wiedzą, będąc Autorem tekstów pisanych do działającego przy Komisji Historycznej Stowarzyszenia periodyku naukowego „Zeszyty Historyczne WiN-u”. Pomysłodawcą idei pisma i pierwszym redaktorem naczelnym był Andrzej Zagórski. To on dostrzegł w młodym mediewiście, mającym równocześnie pokaźny dorobek z historii najnowszej, człowieka, któremu idee WiN-u są niezwykle bliskie, który o działalności niepodległościowej nie tylko pisze, ale ją czuje, przeżywa ją, dąży do niej. W 1994 r. Andrzej Zagórski przekazał w ręce Janusza swe „ukochane dziecko” – wydawane od 1992 r. „Zeszyty Historyczne WiN-u”. Wierzył, i tej wiary nowy redaktor naczelny nie zawiódł, że w rękach młodego, ambitnego, charyzmatycznego i niezwykle pracowitego naukowca zyskają one rangę, jakiej nie udałoby się osiągnąć redagując pismo siłami samych kombatantów.
Janusz nigdy nie nadużył pokładanego w nim zaufania, nie korzystał nawet w pełni z praw, które mu przysługiwały w związku z pełnioną w redakcji funkcją. Niczego nie narzucał, zawsze wsłuchiwał się w głos tych, którzy mu powierzyli zadanie godnego upamiętnienia WiN-u. Kiedy w 2001 r. zaproponował mi wejście do redakcji „Zeszytów”, zaznaczył, że ostateczna decyzja zapadnie po mojej rozmowie z p. Andrzejem Zagórskim. To „Mścisław”, choć formalnie nie sprawował w redakcji żadnych funkcji, miał przywilej „przyjmowania do bandy” – jak często mawiał Janusz przywołując propagandowe epitety, którymi komuniści obdarzali WiN.
    Aktywność Janusza w „Zeszytach” i coraz poważniejsza rola jaką pełnił w życiu publicznym spowodowały, że kombatanci postanowili złożyć na jego barki znacznie większy ciężar.


Prezes i Jego „drużyna”


    Działacze WiN coraz dotkliwiej odczuwali ograniczenia związane z wiekiem. Na początku XXI w. w środowisku coraz silniejsza stawała się grupa kombatantów, która uznawała, że stery Stowarzyszenia należy oddać w ręce kogoś młodszego. Do zmiany pokoleniowej doszło w 2003 r., a działacze „prawdziwego” WiN-u zaufali właśnie Januszowi, który do Zarządu Głównego wprowadził grupę historyków, mających go wesprzeć w działaniach organizacyjnych. W czasie kolejnych walnych zjazdów Stowarzyszenia kombatanci potwierdzali swą decyzję powierzając Januszowi i jego „drużynie” – jak nas nazywano – losy swej organizacji. Przez pięć lat najbliższymi współpracownikami nowego Prezesa w Stowarzyszeniu byli Wojciech Frazik i dr Teodor Gąsiorowski, po ostatnim zjeździe, tego drugiego na funkcji sekretarza generalnego Zarządu zastąpił dr Maciej Korkuć. Janusz pewnie prowadził Stowarzyszenie, Jego nazwisko – rozpoznawane w świecie publicznym – ułatwiało prezesom obszarów działalność związaną z lokalnymi upamiętnieniami: tablicami, pomnikami…
    To, że żołnierze podziemia niepodległościowego Mu zaufali, to że dostrzegli w Nim osobę godną do kontynuowania rozpoczętej przez nich działalności było dla Janusza niezwykle ważne. Był dumny, że zasłużył na ich szacunek, że wiążą z nim nadzieję, że uważają, iż zapewni WiN-owi należne mu miejsce w społecznej pamięci. W ostatnich latach, gdy kierował już Instytutem Pamięci Narodowej nie chciał zrezygnować z działalności społecznej w Zrzeszeniu. Gdy pytaliśmy Go, trzy lata temu, przed walnym zjazdem Stowarzyszenia czy czuje się na siłach, by unieść wszystkie obowiązki, które na nim soczywały, by po raz kolejny kandydować na prezesa odpowiedział krótko: „Na WiN zawsze znajdę siłę”.
Dzisiaj po siedmiu latach jego prezesury – przedwcześnie przerwanej – trzeba podkreślić, że położonego w nim zaufania nie zawiódł. Godnie reprezentował Stowarzyszenie, a dostępne możliwości wykorzystywał by przypominać heroiczne dzieje WiN i należycie je upamiętnić. Ostatnim Jego przedsięwzięciem pozostaną starania o ustanowienie 1 marca dniem „Żołnierzy Podziemia Niepodległościowego”.
Janusz Kurtyka był człowiekiem zasad i honoru, nie bardzo pasującym do dzisiejszego życia publicznego. Te Jego cechy zaskarbiły mu szacunek żołnierzy podziemia, a zarazem ściągnęły na Niego niechęć części dzisiejszych mediów i polityków. Z Nim nie można było niczego „załatwić”, nie można było go kupić, nie można było go zastraszyć, ani – wbrew uparcie powtarzanym kłamstwom – wprzęgnąć do politycznej rozgrywki. Dążył do prawdy, do ukazania rzeczywistej historii Polski i Polaków, nawet tej, która była niewygodna dla politycznego establiszmentu. Jako prezes Stowarzyszenia Społeczno Kombatanckiego, jako historyk i jako człowiek uparcie walczył o „wolność obywatela i niezawisłość państwa” jak, ci których historię upamiętniał.

dr hab. Filip Musiał, ur. 1976, od 2000 r. pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej Oddział w Krakowie (w latach 2006-2012 był kierownikiem Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Krakowie), od 2001 r. jest członkiem redakcji „Zeszytów Historycznych WiN-u” (od 2010 r. zastępcą redaktora naczelnego), w latach 2003–2010 był członkiem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Społeczno-Kombatanckiego Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, od 2007 r. jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym Akademii Ignatianum w Krakowie.

wSPOMNIENIA

Janusza Kurtykę poznałem

przed trzydziestu

ponad laty, w 1979 r.

On zaczynał właśnie

studia historyczne na

Uniwersytecie Jagiellońskim,

ja byłem wówczas na trzecim ...

Więcej ...